W tym szczególnym okresie Adwentu i Bożego Narodzenia, gdy nasze domy wypełniają się światłem świec, melodiami i śpiewem kolęd oraz rodzinną bliskością, zatrzymajmy się na chwilę przy betlejemskiej stajence, a raczej grocie. To tam, w ubogiej, zimnej i brudnej pasterskiej grocie Bliskiego Wschodu, Bóg stał się człowiekiem. Stał się dla ciebie i dla mnie – małym, bezbronnym Dzieckiem, urodzonym w drodze, z dala od domu. Zaraz po narodzinach Jezusa, Józef i Maryja wraz z niemowlęciem, muszą uciekać przed prześladowaniem Heroda do Egiptu. Tym samym stają się uchodźcami, przybyszami w obcym kraju. To nie przypadkowa opowieść z przeszłości. To nie tylko opowieść o innych, ale historia, w której i my sami możemy się odnaleźć.
Kwestia tożsamości bliźniego, podniesiona w Ewangelii (por. Łk 10,29), w chrześcijańskiej perspektywie obejmuje każdą osobę w potrzebie, niezależnie od jej pochodzenia, rasy czy języka. Chrystus, który „rozbił swój namiot” (J 1,14) wśród ludzi, obecnie czyni to w najbardziej wymagających i bolesnych okolicznościach – na granicach państwowych, w doświadczeniu zimna i głodu, pośród tych, którzy uciekają przed wojną, ubóstwem czy prześladowaniem. Jezus jest obecny w dramacie kryzysu humanitarnego, stając się najbardziej bezbronnym i zranionym. W migrantach i uchodźcach, w biednych, strapionych, bezrobotnych i wszystkich doświadczających cierpienia odbija się oblicze samego Chrystusa.
Wyobraźmy sobie: co by było, gdyby Jezus narodził się dziś jako człowiek z Bliskiego Wschodu. Gdyby podjął decyzję o wyruszeniu w drogę do… Polski, by znaleźć lepsze warunki z powodu wojny, prześladowań czy po prostu nie wystarczających środków do życia w miejscu urodzenia. Czy udałoby Mu się w ogóle dotrzeć do Polski? Jako ubogi cieśla z Nazaretu, w tradycyjnym wschodnim stroju, z brodą i ciemną karnacją skóry, z pewnością wzbudziłby podejrzenia. Zatrzymany na granicy, bez dokumentów, w grupie uciekinierów – czy ktoś usłyszałby Jego słowa? Czy usłyszałby Jego przesłanie: „Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie” (Mt 5,3)? Czy znalazłby się tłumacz, który by zrozumiał i przetłumaczył na Polski Jego przesłanie pokoju i miłości? A może Jego wygląd i akcent wzbudziłyby tak wielką wrogość, podsycaną dezinformacją i lękiem przed „obcym”, że zostałby zawrócony? Szkoda, że media zazwyczaj ukazują migrantów jako zagrożenie, zapominając, że przecież każdy z nich niesie osobistą historię swego bólu, nadziei i godności. Choć jak w każdej społeczności także wśród nich są osoby, które mogą mieć problemy z prawem tudzież złe intencje, to jednak stanowią one margines. Jezus, jako migrant, mógłby zostać odepchnięty, jak wielu dziś – a przecież On sam mówił: „Byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie” (Mt 25,35).
To pytanie nie jest abstrakcyjne. Pracując na co dzień w Fundacji Jesuit Refugee Service (JRS Polska) spotykamy codziennie takich „Jezusów” – rodziny z Syrii, uciekinierów z Afganistanu, Erytrei, Ukraińców szukających schronienia. Ich historie przypominają betlejemską noc: długa i niebezpieczna podróż, brak miejsca w gospodzie, strach przed nieznanym, ale też głęboka nadzieja. Jako chrześcijanie, jesteśmy wezwani nie do biernej reakcji, ale do postawy odpowiedzialności płynącej z naszej własnej, osobistej odpowiedzi – świadomej decyzji, wyboru zgodnego z naszymi wartościami ewangelicznymi, a nie z uprzedzeniami czy fake newsami. Odpowiedzialność to nie sam obowiązek, ale przede wszystkim osobisty wybór serca: wybór empatii zamiast lęku, solidarności zamiast podziałów. Zwracają uwagę na prawo do wyboru miejsca zwracałem uwagę, że Ziemia jest wspólnym domem, a migracja to nie problem, lecz szansa na braterstwo. Papież Franciszek w „Fratelli tutti” przypomina: „Miłość nie zna granic, a w każdym przybyszu jest brat” (por. nr 97).
Przejście od wrogości do solidarności zaczyna się od decyzji serca. To solidarne dostrzeżenie siebie w drugim człowieku: zobaczenia w jego bólu własnego bólu, w jego nadziei – własnej. W Dniu Migranta i Uchodźcy 2025 apelowaliśmy o wsparcie, bo migranci to „świadkowie nadziei”, misjonarze, którzy niosą światło w ciemności. W okresie Bożego Narodzenia to wezwanie rozbrzmiewa jeszcze donośniej: otwórzmy serca naszym siostrom i braciom. Dostrzeżmy w nich nas samych. Nie chodzi o naiwną otwartość, bo bezpieczeństwo jest dla nas ważną wartością, ale o zrównoważoną gościnność – z poszanowaniem bezpieczeństwa. Jednak bez dehumanizacji. Bez pogardy. Bez poczucia wyższości. Pomagajmy dalej poprzez integrację, naukę języka, pomoc w znalezieniu pracy, porady prawne. Budujmy mosty dialogu. To wszystko zaczyna się choćby od krzty życzliwości: dobrego spojrzenia, uśmiechu, gestu życzliwości, zapytania o imię. Ktoś być może powie: to za mało. Jednak w JRS nauczyliśmy się zaczynać właśnie od tego. W 1919 Albert Schweitzer napisał: „Wszystko, co możesz uczynić, będzie zawsze tylko kroplą w morzu z perspektywy tego, co powinno być zrobione; ale nada to twojemu życiu jedyny sens, który może ono mieć i uczyni go wartościowym.”
Tuż za rogiem Nowy 2026 Rok. Nie pytajmy się, jaki będzie. Odpowiedzmy sobie sami jaki chcielibyśmy, aby był. A potem zróbmy wszystko, co w naszej mocy, aby nasze marzenia mogły się spełnić.
Z życzeniami błogosławionych Świąt i Nowego Roku, w solidarności i nadziei.
o. Dariusz Michalski SJ
Dyrektor Programowy JRS Polska
